poniedziałek, 16 maja 2016

Coś się kończy coś zaczyna

Hej!
 Zwracam się do osób, które czytały tego bloga i szczególnie czekały na tę cześć potterowską... BLOG NIEDŁUGO ZOSTANIE USUNIĘTY! 
 ALE! Nie martwcie się o Pottera, bo prawdę mówiac jest to jedyna część tego bloga, na której naprawdę mi zależny, toteż stworzyłam blog poświęcony fanfiction, właśnie o tym temacie. Nie będę się rozwodziła nad tym jak będzie tam wyglądać praca, bo notka wyjaśniająca już sie pewnie pojawiła.
Także...
Zapraszam na blog: hpwgmnie.blogspot.com
Pa, mam nadzieję,ze kiedyś się zobaczymy!
Sonia

piątek, 8 maja 2015

Powrót Williama


-Tym razem poszło szybko, prawda drużyno?-zapytał Odd,gdy już siedzieli w najdalszym zakątku szkolnego dziedzińca. Reszta z uśmiechami pokiwała głowami.
-Dlatego,że mamy większą wiedzę i mamy nowe pomocniczki-powiedziała Aelita, obejmując Sonię i Caro,które nieśmiało się uśmiechnęły.W ty momencie do grupki przyjaciół podszedł William. Jego ciemne oczy błyszczały dosyć złowrogo jakby na przekór przyjaznemu uśmiechu na jego twarzy. Jednym słowem: kontrast bije kontrast. Ulrich machinalnie przybrał dosyć zaciętą minę.
-Co robicie?-zapytał William.
-A czemu się pytasz?-odpowiedział pytaniem Ulrich,lekko się podnosząc,ale powstrzymały go spojrzenia dziewczyn.
-Nie jestem głupi. Znów znikacie z lekcji, wykręcając się jakimiś tanimi wymówkami. Chodzi o Lyoko, prawda?-zapytał przyciszając głos. Sonia i Caro uniosły brwi, bo nowi przyjaciele ni słowem nie wspomnieli,że ktoś jeszcze wie o całej tej sprawie.
-A czemu się pytasz? Skąd o tym wiesz?-zapytała blondynka,patrząc wyzywająco na bruneta.
-Mógłbym się ciebie zapytać o to samo-odparł tamten,patrząc na nią z wyższością. Dziewczyna poczuła jak się gotuje ze wściekłości.
-Tak William,chodzi o Lyoko-odparła szybko Aelita, nie chcąc dopuścić do jakiejś sprzeczki, tym samym odwracając uwagę chłopaka od Soni.
-To czemu mnie nie wtajemniczycie? Przecież sami wiecie,że jestem pomocny.
-Ostatnio byłeś tak pomocny,że próbowałeś tylko nas wszystkich pozabijać-odparł zgryźliwie Ulrich.
-Przypomnę ci,że opanował mnie wtedy X.A.N.A!
-Bo nie posłuchałeś się Jeremy'ego i spróbowałeś heroicznie nadstawić tyłek!
-Myślałem,że dobrze robię i...
-Ej uspokójcie się oboje!-wykrzyknął Jeremy. -William ma prawo wiedzieć co się dzieje.
I ku uciesze Will'a a ku rozpaczy Ulricha przyjaciele wyjaśnili mu co się dzieje. Nie powiedzieli mu tylko jednej rzeczy. Nadal nie wiedział,że Yumi chodząca z nim do klasy jest tylko klonem prawdziwej Japonki. Ten fakt wszyscy pominęli.
-To w czym mógłbym pomóc?-zapytał gdy reszta wreszcie skończyła mu wszystko tłumaczyć.
-W tym co zwykle. Niszczyć potwory, pomóc w dezaktywowaniu wież i nie dać się złapać scyfozoi-odparł Jeremy, poprawiając okulary. William tylko skinął głową.
***
-Sama rozumiesz, musieliśmy go wtajemniczyć-tłumaczył Odd skonfundowanej Yumi. Przyjaciele skryli się tym razem w Pustelni, miejscu, które nie zostało jeszcze nigdy przedstawione,więc mogli tam spokojnie porozmawiać. 
-Rozumiem i nie mam wam tego za złe-odparła z komputera Japonka, zwracając się w szczególności do Ulricha. Chłopak przygnębiony stał tak oparty o komodę, obwiniając się o... No cóż w zasadzie o wszystko co nie wyszło. Uważał,że ponowne włączenie Williama do paczki było okropnym błędem,ale no cóż... Co się stanie już się nie odstanie. Yumi to rozumiała aż zbyt dobrze,ale Ulrich już nie bardzo.
-Będziemy musieli wymyślać coś,aby mu wytłumaczyć,czemu jesteś zawsze w Lyoko pierwsza i czemu tak późno wracasz-odezwała się Caro,a reszta pokiwała smutno głowami.
-No cóż bywa,ale nie to mi teraz zaprząta głowę. Zastanawia mnie ta biała wieża-odparła Aelita, spoglądając na resztę..
-Cóż sprawdzałem to i wydaje mi się,że Franz Hopper znów zostawił nam wiadomość. To "miganie" wieżą dostosował do alfabetu Morse'a-powiedział Jeremy.
-I co z tego wynikło?-zapytała zaciekawiona Aelita.
- Szósty czerwca, '94 rok. Dzień 8. Za szafą-odpowiedział Jeremy, jednocześnie poprawiając okulary.  -Mówi ci to coś?-zapytał różowołosej. Pokręciła głową.
-Zupełnie nic.
-Proponuję przeszukać dom-powiedział Odd unosząc rękę jak na lekcji w szkole.
-Masz rację. Jeśli chodzi o jakąś szafę to musi być tu, w pustelni. A jeśli chodzi o tę datę to musi być zapisana w dziennikach Hoppera-poparła Odda Yumi. Reszta pokiwała głowami.
-Więc od czego zaczniemy? Od przeszukania Pustelni czy odsłuchania dzienników Hoppera?-zapytał Ulrich,zakasując rękawy bluzy.
-Może od wyjaśnienia nam o co do cholery chodzi?-zapytała z kolei Caro.
-Faktycznie, sorka-powiedział do niej Odd szczerząc zęby.
***
Hej,hej hello! Oui, to znów ja i świat Lyoko ^^ Jak Wam się podobało? Coś zaciekawiło? Piszcie w komentarzach! Dedyk dla Lyoko Angel ^^
Sonia

czwartek, 23 kwietnia 2015

Niezdecydowana wieża

A tymczasem w Kadic przyjaciele poszli na lekcję  basenu z Jimem. Sonia i Caro miały dosyć niepewne miny; do te pory jakoś nie mogły zaufać Jimowi po tym jak przymusowo zwirtualizował je w Lyoko. Wszystko teraz było dla nich nowe i dziwne. Teraz gdy słuchały nudnej jak flaki z olejem tyrady Jima,który próbował sobie przypomnieć prawo Archimedesa. Wreszcie zezłoszczona Caro powiedziała:
- Ciało zanurzone w cieczy lub gazie traci pozornie na ciężarze tyle, ile waży ciecz lub gaz wyparty przez to ciało, to pan chciał powiedzieć, prawda?
-Tak Swin, o to mi chodziło.
W tym momencie Jeremy usłyszał pikanie swojego laptopa. Pełen najgorszych przeczuć wyszeptał:
-Chłopaki zajmijcie czymś Jima.
 Ci skinęli głowami. Odd nachylił się do Urlicha i powiedział,może trochę za głośno:
-Ciekaw jestem, czy Jim jest gruby dlatego,że za dużo je czy takie się urodził.
Ulrich prychnął, co nie uszło uwadze trenera.
-Della Robbia, Stern. Skoro wszystko wiecie,to pokażcie klasie jak to się robi.
-Oczywiście-odpowiedzieli równocześnie, wstając. Klasa zachichotała a Jim osłupiał. Ulrich i Odd ustawili się na skoczniach,czekając na gwizdek Jima. Ten,kiedy się wreszcie otrząsnął zagwizdał. Chłopcy równocześnie wskoczyli do wody i zaczęli pływać. Klasa wesoło zaczęła kibicować chłopakom, zrobił się gwar, co pozwoliło Jeremy'emu wymknąć się do szatni (nadsłuch Jeremy'ego XD). Otworzył go szybko i ku swemu zdumieniu zamiast informacji o zaatakowanej wieży zobaczył ikonkę Yumi.
-Yumi, to chyba nie jest najlepszy czas-powiedział,poprawiając okulary.
-Wiem Jeremy, wiem,ale sytuacja kryzysowa-powiedziała Japonka i szybko mu streściła sprawy dziejące się w Lyoko. Gdy skończyła blondyn był w stanie głębokiego szoku.
-Yumi wiesz doskonale tak samo jak ja,że to niemożliwe-powiedział w końcu. W odpowiedzi czarnowłosa przesłała mu obraz który widziała. Na wprost niej przerażająco dumnie stała biała wieża.
-Teraz mi wierzysz?-zapytała sarkastycznie.
-Absolutnie. Poczekaj na nas.
***
 Lekcja dłużyła im się teraz bardziej niż zwykle. Gdy się skończyła cała szóstka jak najszybciej się ubrała i wysuszyła. Podróż autobusem minęła im zaskakująco szybko,więc do szkoły dotarli wcześniej niż się spodziewali. Mając małą nadwyżkę czasu zamiast jak zwykle przejść przez przejście w Kadic przespacerowali się do Pustelni a stamtąd dopiero do fabryki. Najmniej spokojna w tym wypadku była Aelita. Aktywowanie białej wieży oznaczało jedno. Powrót taty różowowłosej, Franza Hoppera oznaczało po pierwsze nowe zagadki, po drugie udoskonalenie Kodu Ziemia i to dla aż dwóch osób. Czyli więcej zabawy i więcej pracy... 
-Dobra ludziska. Najpierw wirtualizuję dziewczyny a potem chłopaków-rzucił z punktu dowodzenia Jeremy. Tak więc do skanerów najpierw weszła Aelita wraz z Sonią i Caro.
-Skan Aelity. Skan Soni. Skan Caro. Transfer Aelity. Transfer Caro. Transfer Soni. Wirtualizacja!
Dziewczyny zwirtualizowały się tuż obok czekającej na nie Yumi. Po chwili i chłopaki do nich dołączyli. 
-Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tych uszu i tego ogona-jęknęła Carolin.
-Witaj w moim świecie-oparł Odd. Aelita nawet nie zwróciła na nich uwagi. Stała osłupiała, wpatrując się w białą wieżę. Nagle... Wieża zmieniła kolor na czerwony!
-Jeremy!-krzyknęła Aelita. -X.A.N.A przejął wieżę!
-Widzę! Lepiej ją zdezaktywujcie zanim...-zaczął blondyn,ale wieża znów stała się biała. Po chwili znów czerwona i znów biała.
-Albo mi się wydaje... Albo ta wieża jest strasznie niezdecydowana-powiedziała Caro,opierając się o lodową skałę. 
-Uwaga! Pojawiają się potwory!-zawołał Jeremy patrząc uważnie na ekran. Ledwo to powiedział przed wieżą pojawiły się pęknięcia w lodzie z których wyłoniły się bloki. Z wielkim, charakterystycznym krzykiem na ciemnym, granatowym niebie pojawiły się manty.
-No to się trochę zabawimy-powiedział Ulrich wyciągając z pochwy miecze. 
-Uważajcie na Yumi-przypomniał Jeremy.
-Wiemy Einstein,wiemy-powiedział Odd celując w jedną z mant. -Przydałby się pojazdy-dodał.
-Już, zaraz będą-odparł blondyn. Po stronie Lyoko pojawił się motor Ulricha, deska Odda i hulajnoga Yumi. Aelita wyczarowała sobie skrzydła. Tylko Sonia i Caro patrzyły się na nich nie bardzo wiedząc co zrobić.
-A wy nie walczycie?-zapytała Yumi.
-Jak?-odpowiedziała pytaniem Sonia. -Caro ma jeszcze łuk,ale jak ja mam walczyć-mówiła i wyciągnęła zza pasa wstążkę. -TYM?-zapytała smagając nią powietrze, trafiając w bloka,który natychmiast się zniszczył.
-Dobra odszczekuję wszystko-powiedziała blondynka patrząc z niedowierzaniem na swoją nową broń. Po chwili wszyscy rzucili się w wir walki. Sonia cięła, Caro strzelała z łuku, Yumi rzucała laserami, Odd strzelałam strzałami a Ulrich ciął mieczami. Kiedy nareszcie wszystkie potwory zostały zniszczone wieża... Sama się zdezaktywowała.
-No teraz to już przesada-skomentowała całe to zajście Aelita
***
No siemka!! Jak się podobało? Piszcie w komentarzach ^^ Dedyk dla Idy.
Sonia

sobota, 18 kwietnia 2015

2. Wesoła zabawa okryta śniegiem

 
Blondynka była w niemałym szoku. Całe życie sądziła,że jest sama wraz ze swoimi niezwykłymi mocami. Marzyła,aby spotkać kogoś z podobnymi uzdolnieniami,mocami. A teraz jej marzenie się ziściło i stało tu przed nią w postaci tego białowłosego,intrygującego  chłopaka z szelmowskim uśmiechem na ustach. Mimowolnie Elsa odwzajemniła ten magiczny uśmiech.
-Gdzieś ty się podziewał,przez całe moje życie?-zapytała już bez nuty wyniosłości w głosie.
-Podejrzewam,że na biegunie północnym-odpowiedział ze śmiechem. Po chwili niespodziewanie rzucił: -Przejdziemy się?
Zaskoczona zerknęła szybko gdzie się podziała Anka. Szybko ją wyłowiła z tłumu. Była tak zajęta tańcem z Kristoffem,że nawet gdyby Arendelle wybuchło, ona by tego nie zauważyła. Toteż skinęła głową w geście zgody. Jack podał jej rękę i poprowadził do drzwi wyjściowych.
***
Spacerowali sobie już chyba z pół godziny nadal milcząc. Wreszcie Jack zagadnął:
-Elso,jeśli mam z ci od dziś towarzyszyć, może opowiedziałabyś mi coś o sobie?
-Spróbuję-odparła, będąc całkowicie rozluźniona. Tak,więc zaczęła. Opowiedziała mu o tym wypadku z Anną,kiedy były jeszcze dziećmi. O ostrzeżeniu trolli i nieudolnych próbach zapanowania nad mocą. O dniu w którym zamroziła całe Arendelle. Kiedy prawie zabiła własną siostrę.
-Musiało ci być ciężko-powiedziała ze współczuciem Jack. Elsa smutno pokiwała głową.
-Ale teraz jest lepiej. Wiem,że już nie muszę się z tym kryć i,że nie skrzywdzę Anny... Ale dość o mnie. Powiedz mi coś o sobie. Przecież ja też będę przebywała w twoim towarzystwie-odparła pogodnie. No i cóż miał zrobić? Opowiedział jej o tym jak został Strażnikiem,ale tylko to. O Mroku nawet nie wspomniał. Bał się,że gdyby wspomniał choćby to imię on ich znajdzie i zdarzy się coś strasznego. A tego jak najbardziej nie chciał. Właśnie spotkał kogoś podobnego do siebie. Nie chciał tego niszczyć w żadnym wypadku.
-Tak więc łączą nas nie tylko moce-powiedziała Elsa,kiedy on skończył opowiadać. Skinął głową. Po chwili się uśmiechnął. "Czy on nigdy nie przestaje się uśmiechać?'pomyślała zaskoczona blondynka. "Co chwilę się uśmiecha i to w tak ironiczny sposób,że nigdy nie wiem,czy bierze mnie na serio". Nagle wpadła na dosyć dziwny jak na siebie pomysł. Ręką, którą miała w tej chwili z tyłu, wyczarowała śnieżkę. Kiedy Jack na nią nie patrzył strzeliła mu nią prosto we włosy. Ten przez,chwilę zaskoczony, wypatrywał się napastnika. Po chwili skojarzył kto go tą śnieżką strzelił. Uśmiechając się sam stworzył inną kulkę śniegową i trafił Elsę w plecy. Po chwili zrobili sobie prawdziwą bitwę na śnieżki. Biały puch latał wszędzie, a oni, coraz bardziej uśmiechnięci i radośni obrzucali się śniegiem. Wreszcie,kiedy dochodziła północ ogłosili rozejm. Byli mokrzy, zmarznięci, ale szczęśliwi.
-Dawno tak się nie bawiłam... No, chyba,że z Anną-powiedziała wyczerpana blondynka.
-No cóż, ja owszem. Przecież to zawsze robię. Na tym również polega moja magia-odpowiedział jej na to Jack. Elsa uniosła brwi:
-A więc to twoja wina! Dostanie ci się za to!... Ale jutro-wykrzyknęła. Odrzuciła bowiem natychmiastowy plan zemsty z powodu nadmiernego zmęczenia. Jack chyba również, mimo wszystko był bardzo zmęczony bo zapytał:
-Idziemy do zamku?
Z wdzięcznością przyjęła ten pomysł. Frost podał jej ramię i wrócili.
***
-Elsaaaaaa!!!-krzyk Anny słychać było już na dziedzińcu. Kiedy dziewczyna ujrzała swoją starszą siostrę zapytała:
-Gdzieś ty się podziewała?
-Byłam z Jackiem na dworze-odpowiedziała blondynka, śmiejąc się w duchu. Anka wyglądała równocześnie na podekscytowaną co i złą.
-No cóż... Wszystko mi opowiedz!-powiedziała ucieszona,odrzucając poważny ton, który w gruncie rzeczy absolutnie do niej nie pasował. Elsa uśmiechnęła się.
-Może później? Jestem trochę zmęczona...
-Dobra, niech będzie później... Ale czas już zamknąć bal-powiedziała jej siostra nadal z uśmiechem wymalowanym na ustach. Kiedy bal już się skończył, blondynka padnięta walnęła się na swoje łóżko. "W gruncie rzeczy" pomyślała "ten dzień nie był taki zły". Z uśmiechem otuliła się kołdrą. Ciekawe, co przyniesie jutro?
***
Sul,sul! Tak to znów ja i moja Jelsa ^^ Jak Wam się podobało? Bo ja miałam mnóstwo fanu z tworzenia tego rozdzialątka :) Dedyk dla wszystkich!!
Sonia

sobota, 21 lutego 2015

2. Walka wśród wód


~Ayame
Kiedy tylko zobaczyłam i poczułam tego ohydnego stwora,odruchowo chciałam uciekać. Jednakowoż nie mogłam. Przez ten tygodniowy bieg i dzisiejszą krótkodystansówkę byłam kompletnie wyczerpana. Ledwo mogłam ustać na nogach,a poza tym... Nie chciałam zostawiać Kogi. "Kurczę,dziewczyno ogar. Przecież on i tak kocha tą Kagome"pomyślałam smutno. Mimo to, nie potrafiłabym go zostawić. Nie w tym momencie. Jednakże, kiedy potwor chciał mnie złapać z ledwością odskoczyłam, nie lądując zbyt zgrabnie. Mianowicie noga poślizgnęła się na kamieniu i wpadłam do wody. "Nie no ruszcie tyłki" pomyślałam zdenerwowana. Koga i jego towarzysze tylko stali jak wryci,niezbyt wiedząc co się dzieje. Świetnie. Faceci. Kiedy olbrzym znów się zamachnął,nie dałam rady wstać. Jak najszybciej wyjęłam irys z moich włosów i rzuciłam nim w kierunku Youkai. Ten zawył z bólu, bo ostry koniec kwiatu wbił się prosto w środek jego ręki. Uśmiechnęłam się tryumfująco, chociaż mój wzrok zaczął szwankować. Podniosłam się z pozycji stojącej, starając się skupić na potworze. Jednak ledwo co wstałam już upadlam twarzą w dół w wodę,a wokół mnie zapanowała cisza i ciemność.
~Koga
Dopiero zemdlenie Ayame mnie otrzeźwiło. Kiedy to truchło chciało ją znów złapać,podskoczyłem do niej, wziąłem na ręce i przeniosłem tam,gdzie sam przed chwilą stałem. 
-Ej,zajmijcie się nią-rzuciłem do Ginty i Hakkaku. Za to do Zagubionej Duszy krzyknąłem:
-Ty cholerna kupo ciał! Zapłacisz mi za to!
-Oddaj mi mój obiad! Ta Wilcza Youkai ma pójść ze mną!-odrzekł,zamachnąwszy się na mnie. Odskoczyłem i powiedziałem:
-Po moim trupie!
-Za dużo klapiesz dziobem-rzekł znów starając się mnie zaatakować,ale znowu odskoczyłem. Wyciągnąłem swój miecz i przeciąłem mu dłoń. Olbrzym zawył z bólu. Korzystając  z jego rozkojarzenia postarałem się mu wskoczyć na głowę,ale tak machał drugą łapą,że mnie odbił, a ja upadłem na ziemię. -Koga!-krzyknęli moi towarzysze.
-Zostańcie z tyłu głupki! Chrońcie Ayame!-odpowiedziałem im na to. Podniosłem się z trawy i otarłem krew płynącą mi z wargi.
-Ty cholerny... Teraz to mi naprawdę podpadłeś!-wrzasnąłem,przymierzając się na niego. Jednak on mnie odbił w kierunku rzeki. Natychmiast wstałem,ale on przestał się mną interesować. Natarł na moich towarzyszy,którzy,jak to oni, z wrzaskiem poczęli uciekać. Zostawiając Ayame. "Cholera!" zakląłem w myślach. Natychmiast skoczyłem pomiędzy potwora a rudą. Nie wiedzieć czemu, poczułem się odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo. 
-Ani się waż jej tknąć!-krzyknąłem,kopiąc go prosto w środek twarzy. Zawył i zakrył ją jedną ze swoich obrzydliwych dłoni. Natarłem na niego z mieczem w ręku. -Giń!-wrzasnąłem. Po czym odciąłem mu głowę. Dusza zaczęła się chwiać,a cała jego ohydna postać rozsypywała się w proch. Wreszcie jego prochy zabrał wiatr. Dopiero wtedy miałem czas,aby myśleć o Ayame. Podbiegłem do niej najszybciej jak tylko mogłem. Na szczęście tylko zemdlała.
koga and ayame marry photo: Ayami and Koga ORTLCAINT08UCAE03I7GCAMKBJ4FCAPLPAE.jpg-Koga?-zapytał Ginta. -Co robimy?
Wahałem się tylko przez chwilę. Po czym delikatnie ją podniosłem, oplotłem swoją szyję jej rękami zamakając tak,aby mi nie spadła. Chwyciłem ja pod kolana i powoli wstałem.
-A jak myślisz? Ma ten sam problem co my. Może nam pomóc-odparłem w odpowiedzi nie tylko na pytanie,ale też i na ich pytające spojrzenia. "Jak sprzed paru laty, co Ayame?" pomyślałem, uśmiechając się do siebie. Tamta noc również była  ciemna i bezksiężycowa. Dziadek, martwiąc się o dziewczynę wysłał mnie na jej poszukiwanie. No cóż stosunkowo mało czasu minęła nim ją znalazłem. Ukryta w pniu drzewa, chowała się przed Youkai. Zniszczyłem go i pomogłem jej wrócić do domu. Tej nocy obiecałem jej,że wezmę ją za żonę. Równocześnie widzieliśmy wtedy księżycową tęczę. Z biegiem czasu sam sobie się dziwiłem,że nie zapamiętałem przynajmniej tego zdarzenia. Pal licho obietnicę, ta tęcza wyglądała naprawdę super. Byłem tak pochłonięty myślami,iż nie poczułem,że Ayame na moich plecach zaczęła się trząść. Dopiero Hakkaku zwrócił na to moją uwagę. Po chwili usłyszałem,że z trudem szepcze słowo: "Koga".
***
Ohayou! Jakoś tak słodko wyszło,ale Wam to chyba pasuje c'nie?? ;) Dedyk dla Idki.
Sonia

sobota, 14 lutego 2015

2. Przybycie Króliczka


Zdarzenie,które wydarzyło się tak niedawno nie dawało mi spokoju. Czym była ta mgiełka? Co to był za stwór? Powiedzieć dziewczynom,czy może lepiej nie? Te myśli krążyły po mojej głowie,kiedy odrabiałam lekcje. Kiedy zaczęłam robić wyjątkowo trudne (dla mnie oczywiście. Ami czy Mamo zrobiliby je pewnie w dwie minuty) zadanie z matmy mama mnie zawołała na dół. Krzyknęłam,że już idę i zeszłam na dół. Przeczucie mi mówiło,że czeka mnie dziś jeszcze jedna niespodzianka. I nie myliłam się. W korytarzu mojego domu zobaczyłam... Nie kogo innego jak moją przyszłą córkę Chibiusę wraz z jej ukochaną kotką, również przyszłą córką Luny i Artemisa. Musze przyznać,że Chibiusa urosła od naszego ostatniego spotkania. Różowe włosy upięła w dwa niby-koczki (mówię niby, bo  bardziej przypominały stożki niż koczki),ale włosy które zostawiła luzem były już dłuższe. Jednak czerwono-różowe oczy i dziecięca buzia zostały takie same. Była ubrana w mundurek Juuban Municipal Primary School. Szara, mała kotka Diana jak zwykle siedziała jej na głowie.
-Chibiusa!-krzyknęłam i podbiegłam do niej aby ją uściskać. Było to dosyć niecodzienne zachowanie jak na mnie,ale kiedy nieomal ją straciłam, to chyba uczucia Przyszłej Królowej Serenity do swojego dziecka postanowiły się we mnie obudzić.
-Też za tobą tęskniłam Usagi-powiedziała dziewczynka, odwzajemniając uścisk.
-Czy to nie wspaniałe? Mam nadzieję,kochanie,że nie będzie już tak długich wycieczek szkolnych-powiedziała mama. W duchu westchnęłam. No tak. Przecież trzeba było jakoś usprawiedliwić nieobecność Chibi.  Mama nie mogła przecież wiedzieć,że Mała Dama przebywała przez cały ten czas w przyszłym Kryształowym Tokio. Wkrótce po przywitaniu całej mojej rodziny z Chibiusa mama zrobiła nam najpyszniejsza kolację jaką kiedykolwiek jadłam.
-Usagi,nie jedz tyle bo pękniesz-upomniała mnie mama. Ale ja tam jej nie słuchałam. Sama sobie winna,że zrobiła tyle dobrego jedzenia! Musiałam przecież wszystkiego spróbować, jakiem Usagi Tsukino! Po kolacji poprosiłam Chibiusę aby wpadła jeszcze do mnie na chwilę.
-Dobra,mów mi teraz co cię do mnie sprowadziło-powiedziałam.
-Mama mi powiedziała,że mam przyjść bo niedługo tutaj, w XX wieku ma się zdarzyć coś dziwnego. Zauważyłaś coś?-odpowiedziała wyjątkowo chyba nie kręcąc i nie próbując się wykręcić od mojego pytania. W duchu ucieszyłam się. Przyszła Królowa Serenity (czyli ja) wreszcie utarła jej trochę nosa. Ciekawe,czy przestanie się przystawiać do Mamo? Matko o czym ja myślę! Przecież bądź co bądź to jej ojciec! Nie mogła się do niego przystawiać! Tak się pogrążyłam we własnych myślach,że Chibiusa musiała mnie mocno uderzyć w ramię.
-Tak widziałam coś dziwnego-powiedziałam i opowiedziałam jej o dzisiejszym zdarzeniu.
-Mama miała rację, jak zawsze. Ale my sobie z tym poradzimy!-powiedziała optymistycznie dziewczynka. Czasami zapominam ile ona ma lat... Jest nazbyt dojrzała jak na swój wiek,ale skoro jej to nie przeraziło, dziewczyn chyba też nie powinno,prawda? Outer Senshi chyba i tak o tym wiedzą,dzięki Hotaru. Teraz tylko Inner Senshi powinny się tego dowiedzieć tego ode mnie...
***
-CO TAKIEGO?-wrzasnęła Rei Hino, uderzając ręką w stół.
-To niemożliwe...-wyszeptała Ami Mizuno patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Minako Aino i Makoto Kino nie mogły wydobyć z siebie głosu. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kafejce i właśnie im opowiedziałam o wczorajszej przygodzie i o wizycie Chibiusy.
-Przyjęłyście to gorzej,niż myślałam-mruknęłam pod nosem.
-Dziwisz się?! Poprzednim razem omal nie zginęłyśmy na dobre!-krzyczała dalej Rei. Ta to dopiero się wkurzyła. Naprawdę zasługiwała na swoje imię (Dusza Ognia). 
-Rei,opanuj się. To nie jej wina-powiedziała Mianko,odzyskawszy wreszcie głos. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. Wybuchy Rei były naprawdę niebezpieczne dla otoczenia. 
-Poza tym od tego właśnie jesteśmy,tak? Od obrony Kosmosu-poparła Minako Makoto. Po dwudziestu minutach przekonywań Rei w końcu dała za wygraną. Nawet Ami przestała się bać.
-Czyli co? Wracamy do starej pracy?-zapytałam kładąc przed siebie rękę. Ami położyła swoją dłoń niepewnie,ale za to Minako i Makoto z wielkim zapałem. Luna i Artemis również położyli swoje kocie łapki. Wszyscy wyczekująco spojrzeliśmy na Rei. Po krótkim wahaniu i ona postanowiła położyć swoją dłoń.
***
Ohayou! Jak Wam się podobało? Napiszcie mi!! Dedyk dla Julki :*
Sonia

sobota, 7 lutego 2015

4. Mistrz różdżek

Ellie niepewnie przyglądała się starszemu czarodziejowi,który pojawił się dosłownie znikąd. W jego ręku pojawiła się długa, srebrna taśma,która zaczęła mierzyć dziewczynkę.
-Która ręka ma moc?-zapytał mężczyzna.
-Eee... Jestem praworęczna-powiedziała, bo domyślała się,że chodzi o to którą ręką pisze.
-Wyciągnij ją... O tak-powiedział cicho. Taśma zmierzyła jej rękę od palca wskazującego do ramienia, od łokcia do nadgarstka, odległość od podłogi do ręki i obwód głowy. Kiedy taśma ja mierzyła Ollivander (jak się domyśliła Ellie) mówił:
-Widzi pani, panno Ray,pamiętam każdą różdżkę,którą sprzedałem. Co do jednej. Jest pani bardzo podobna do matki... Wydaje się,że zaledwie wczoraj przyszła tutaj kupić swoją różdżkę... Wierzba, jedenaście i pół cala z rdzeniem z pióra feniksa. Nieco wygięta. Za to pani ojciec,wolał trochę sztywniejsze różdżki. Szczególnie do gustu przypadła mu różdżka z mahoniu, trzynaście cali, włókno ze smoczego serca. Duża moc, w naprawdę dobrych rękach. Bo widzi pani, panno Ray... Każda moja różdżka ma rdzeń z jakiejś potężnej substancji magicznej. Używamy smoczych serc, rogów jednorożców lub piór feniksa. Nie ma dwóch jednakowych różdżek, tak samo jak nie ma dwóch jednakowych smoków, jednorożców lub feniksów. No, i oczywiście nigdy nie osiągnie się tych samych rezultatów używając różdżki innego czarodzieja.
Ellie nagle zdała sobie sprawę z tego,że taśma sama ją mierzy; pan Ollivander w tym czasie krążył po sklepie wyjmując różne wąskie pudełka.
-Dość-powiedział,a  taśma sama zwinęła się w kłębek i opadła na blat stołu. -No dobrze panno Ray. Proszę spróbować tej. Brzoza, serce smoka, siedem cali. Dobrze układająca się w ręce. Proszę wziąć i machnąć.
Ellie wzięła różdżkę i machnęła nią lekko (czując się bardzo głupio),ale pan Ollivander niemal natychmiast wyrwał jej różdżkę z ręki.
- Lipa i róg jednorożca. Dziewięć i pół cala. Sztywna. Proszę spróbować...
Ellie spróbowała,ale nim zdążyła cokolwiek zrobić, pan Ollivander wyrwał ją z ręki.
-Nie, nie... proszę, mahoń i pióro feniksa. Sześć i pół cala, bardzo elastyczna. No proszę spróbować...
Ellie próbowała i próbowała. Nie miała zielonego pojęcia o co panu Ollivanderowi chodziło. Stos wypróbowanych różdżek wciąż rósł na krześle postawionym obok. W pewnym momencie dziewczynka zauważyła,że i Hagrid gdzieś się ulotnił. No pięknie. Jak ona potem wyjdzie z tej ulicy? W tym czasie pan Ollivander z coraz większą radością wyciągał coraz to nowsze pudełka z różdżkami.
- A to mi się trafiła klientka, nie ma co! Proszę się nie martwić, znajdziemy odpowiednią... zaraz... tak sobie myślę... właściwie dlaczego nie? Jedna z moich bardziej niezwykłych kombinacji... Wiśnia i róg jednorożca, dziewięć cali. Bardzo ładna, dobra do zaklęć i transmutacji.
Ellie wzięła różdżkę, czując coś niespodziewanego. Poczuła jak od czubka jej palców po całą rękę, zaczęło się rozpływać miłe dla jej skóry ciepło. Czując nowy przypływ energii uniosła ja wysoko w górę i machnęła tak,że aż słychać było świst rozdzieranego powietrza, a z końca różdżki wydarły się niebieskie, brązowe i srebrne iskierki, jak laseczki zimnego ognia, rzucając na ściany roztańczone plamki światła. Ollivander uśmiechnął się ciepło. Wyciągnął rękę po różdżkę i włożył ją  z powrotem do pudełka owijając w bursztynowy papier. Ellie wyjęła z kieszeni sakiewkę (dziękując Bogu, że wcześniej zażądała od Hagrida oddania jej sobie) i zapłaciła za różdżkę pięć złotych galeonów i już miała zacząć rozpaczać,że nie wie gdzie Hagrid,kiedy go nareszcie zauważyła. Tachał ze sobą ogromną klatkę z... Piękną, wielką sową uchatką.
-Ojej, Hagridzie... To dla mnie?-zapytała zaszokowana. Olbrzym skinął głową.
-Prezent z okazji urodzin-odparł, uśmiechając się. Ellie zapiszczała z radości, ściskając Hagrida z całej siły. Potem wyszli do świata mugoli, gdzie olbrzym odprowadził ją na stację metra i powiedział:
-W takim razie... Zajrzyj do listu. Masz tam bilet na pociąg do Hogwartu. Pierwszy wrzesień, stacja King's Cross... wszystko jest na nim. Peron numer 9 i 3/4. No to do zobaczonka Ellie-powiedział, "wrzucając" dziewczynkę do metra.
-Ale Hagridzie... Nie ma takiego peronu jak...-zaczęła dziewczynka,ale kiedy się obróciła zobaczyła,że olbrzym już zniknął.
***
Hej,hej hello!!To znów ja i mój Hogwart! Mam nadzieję,że się podobało! Pytanko takie małe... Jaką różdżkę Wy macie?? Piszcie! Dedyk dla Kiwi!
Sonia