sobota, 21 lutego 2015

2. Walka wśród wód


~Ayame
Kiedy tylko zobaczyłam i poczułam tego ohydnego stwora,odruchowo chciałam uciekać. Jednakowoż nie mogłam. Przez ten tygodniowy bieg i dzisiejszą krótkodystansówkę byłam kompletnie wyczerpana. Ledwo mogłam ustać na nogach,a poza tym... Nie chciałam zostawiać Kogi. "Kurczę,dziewczyno ogar. Przecież on i tak kocha tą Kagome"pomyślałam smutno. Mimo to, nie potrafiłabym go zostawić. Nie w tym momencie. Jednakże, kiedy potwor chciał mnie złapać z ledwością odskoczyłam, nie lądując zbyt zgrabnie. Mianowicie noga poślizgnęła się na kamieniu i wpadłam do wody. "Nie no ruszcie tyłki" pomyślałam zdenerwowana. Koga i jego towarzysze tylko stali jak wryci,niezbyt wiedząc co się dzieje. Świetnie. Faceci. Kiedy olbrzym znów się zamachnął,nie dałam rady wstać. Jak najszybciej wyjęłam irys z moich włosów i rzuciłam nim w kierunku Youkai. Ten zawył z bólu, bo ostry koniec kwiatu wbił się prosto w środek jego ręki. Uśmiechnęłam się tryumfująco, chociaż mój wzrok zaczął szwankować. Podniosłam się z pozycji stojącej, starając się skupić na potworze. Jednak ledwo co wstałam już upadlam twarzą w dół w wodę,a wokół mnie zapanowała cisza i ciemność.
~Koga
Dopiero zemdlenie Ayame mnie otrzeźwiło. Kiedy to truchło chciało ją znów złapać,podskoczyłem do niej, wziąłem na ręce i przeniosłem tam,gdzie sam przed chwilą stałem. 
-Ej,zajmijcie się nią-rzuciłem do Ginty i Hakkaku. Za to do Zagubionej Duszy krzyknąłem:
-Ty cholerna kupo ciał! Zapłacisz mi za to!
-Oddaj mi mój obiad! Ta Wilcza Youkai ma pójść ze mną!-odrzekł,zamachnąwszy się na mnie. Odskoczyłem i powiedziałem:
-Po moim trupie!
-Za dużo klapiesz dziobem-rzekł znów starając się mnie zaatakować,ale znowu odskoczyłem. Wyciągnąłem swój miecz i przeciąłem mu dłoń. Olbrzym zawył z bólu. Korzystając  z jego rozkojarzenia postarałem się mu wskoczyć na głowę,ale tak machał drugą łapą,że mnie odbił, a ja upadłem na ziemię. -Koga!-krzyknęli moi towarzysze.
-Zostańcie z tyłu głupki! Chrońcie Ayame!-odpowiedziałem im na to. Podniosłem się z trawy i otarłem krew płynącą mi z wargi.
-Ty cholerny... Teraz to mi naprawdę podpadłeś!-wrzasnąłem,przymierzając się na niego. Jednak on mnie odbił w kierunku rzeki. Natychmiast wstałem,ale on przestał się mną interesować. Natarł na moich towarzyszy,którzy,jak to oni, z wrzaskiem poczęli uciekać. Zostawiając Ayame. "Cholera!" zakląłem w myślach. Natychmiast skoczyłem pomiędzy potwora a rudą. Nie wiedzieć czemu, poczułem się odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo. 
-Ani się waż jej tknąć!-krzyknąłem,kopiąc go prosto w środek twarzy. Zawył i zakrył ją jedną ze swoich obrzydliwych dłoni. Natarłem na niego z mieczem w ręku. -Giń!-wrzasnąłem. Po czym odciąłem mu głowę. Dusza zaczęła się chwiać,a cała jego ohydna postać rozsypywała się w proch. Wreszcie jego prochy zabrał wiatr. Dopiero wtedy miałem czas,aby myśleć o Ayame. Podbiegłem do niej najszybciej jak tylko mogłem. Na szczęście tylko zemdlała.
koga and ayame marry photo: Ayami and Koga ORTLCAINT08UCAE03I7GCAMKBJ4FCAPLPAE.jpg-Koga?-zapytał Ginta. -Co robimy?
Wahałem się tylko przez chwilę. Po czym delikatnie ją podniosłem, oplotłem swoją szyję jej rękami zamakając tak,aby mi nie spadła. Chwyciłem ja pod kolana i powoli wstałem.
-A jak myślisz? Ma ten sam problem co my. Może nam pomóc-odparłem w odpowiedzi nie tylko na pytanie,ale też i na ich pytające spojrzenia. "Jak sprzed paru laty, co Ayame?" pomyślałem, uśmiechając się do siebie. Tamta noc również była  ciemna i bezksiężycowa. Dziadek, martwiąc się o dziewczynę wysłał mnie na jej poszukiwanie. No cóż stosunkowo mało czasu minęła nim ją znalazłem. Ukryta w pniu drzewa, chowała się przed Youkai. Zniszczyłem go i pomogłem jej wrócić do domu. Tej nocy obiecałem jej,że wezmę ją za żonę. Równocześnie widzieliśmy wtedy księżycową tęczę. Z biegiem czasu sam sobie się dziwiłem,że nie zapamiętałem przynajmniej tego zdarzenia. Pal licho obietnicę, ta tęcza wyglądała naprawdę super. Byłem tak pochłonięty myślami,iż nie poczułem,że Ayame na moich plecach zaczęła się trząść. Dopiero Hakkaku zwrócił na to moją uwagę. Po chwili usłyszałem,że z trudem szepcze słowo: "Koga".
***
Ohayou! Jakoś tak słodko wyszło,ale Wam to chyba pasuje c'nie?? ;) Dedyk dla Idki.
Sonia

sobota, 14 lutego 2015

2. Przybycie Króliczka


Zdarzenie,które wydarzyło się tak niedawno nie dawało mi spokoju. Czym była ta mgiełka? Co to był za stwór? Powiedzieć dziewczynom,czy może lepiej nie? Te myśli krążyły po mojej głowie,kiedy odrabiałam lekcje. Kiedy zaczęłam robić wyjątkowo trudne (dla mnie oczywiście. Ami czy Mamo zrobiliby je pewnie w dwie minuty) zadanie z matmy mama mnie zawołała na dół. Krzyknęłam,że już idę i zeszłam na dół. Przeczucie mi mówiło,że czeka mnie dziś jeszcze jedna niespodzianka. I nie myliłam się. W korytarzu mojego domu zobaczyłam... Nie kogo innego jak moją przyszłą córkę Chibiusę wraz z jej ukochaną kotką, również przyszłą córką Luny i Artemisa. Musze przyznać,że Chibiusa urosła od naszego ostatniego spotkania. Różowe włosy upięła w dwa niby-koczki (mówię niby, bo  bardziej przypominały stożki niż koczki),ale włosy które zostawiła luzem były już dłuższe. Jednak czerwono-różowe oczy i dziecięca buzia zostały takie same. Była ubrana w mundurek Juuban Municipal Primary School. Szara, mała kotka Diana jak zwykle siedziała jej na głowie.
-Chibiusa!-krzyknęłam i podbiegłam do niej aby ją uściskać. Było to dosyć niecodzienne zachowanie jak na mnie,ale kiedy nieomal ją straciłam, to chyba uczucia Przyszłej Królowej Serenity do swojego dziecka postanowiły się we mnie obudzić.
-Też za tobą tęskniłam Usagi-powiedziała dziewczynka, odwzajemniając uścisk.
-Czy to nie wspaniałe? Mam nadzieję,kochanie,że nie będzie już tak długich wycieczek szkolnych-powiedziała mama. W duchu westchnęłam. No tak. Przecież trzeba było jakoś usprawiedliwić nieobecność Chibi.  Mama nie mogła przecież wiedzieć,że Mała Dama przebywała przez cały ten czas w przyszłym Kryształowym Tokio. Wkrótce po przywitaniu całej mojej rodziny z Chibiusa mama zrobiła nam najpyszniejsza kolację jaką kiedykolwiek jadłam.
-Usagi,nie jedz tyle bo pękniesz-upomniała mnie mama. Ale ja tam jej nie słuchałam. Sama sobie winna,że zrobiła tyle dobrego jedzenia! Musiałam przecież wszystkiego spróbować, jakiem Usagi Tsukino! Po kolacji poprosiłam Chibiusę aby wpadła jeszcze do mnie na chwilę.
-Dobra,mów mi teraz co cię do mnie sprowadziło-powiedziałam.
-Mama mi powiedziała,że mam przyjść bo niedługo tutaj, w XX wieku ma się zdarzyć coś dziwnego. Zauważyłaś coś?-odpowiedziała wyjątkowo chyba nie kręcąc i nie próbując się wykręcić od mojego pytania. W duchu ucieszyłam się. Przyszła Królowa Serenity (czyli ja) wreszcie utarła jej trochę nosa. Ciekawe,czy przestanie się przystawiać do Mamo? Matko o czym ja myślę! Przecież bądź co bądź to jej ojciec! Nie mogła się do niego przystawiać! Tak się pogrążyłam we własnych myślach,że Chibiusa musiała mnie mocno uderzyć w ramię.
-Tak widziałam coś dziwnego-powiedziałam i opowiedziałam jej o dzisiejszym zdarzeniu.
-Mama miała rację, jak zawsze. Ale my sobie z tym poradzimy!-powiedziała optymistycznie dziewczynka. Czasami zapominam ile ona ma lat... Jest nazbyt dojrzała jak na swój wiek,ale skoro jej to nie przeraziło, dziewczyn chyba też nie powinno,prawda? Outer Senshi chyba i tak o tym wiedzą,dzięki Hotaru. Teraz tylko Inner Senshi powinny się tego dowiedzieć tego ode mnie...
***
-CO TAKIEGO?-wrzasnęła Rei Hino, uderzając ręką w stół.
-To niemożliwe...-wyszeptała Ami Mizuno patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Minako Aino i Makoto Kino nie mogły wydobyć z siebie głosu. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kafejce i właśnie im opowiedziałam o wczorajszej przygodzie i o wizycie Chibiusy.
-Przyjęłyście to gorzej,niż myślałam-mruknęłam pod nosem.
-Dziwisz się?! Poprzednim razem omal nie zginęłyśmy na dobre!-krzyczała dalej Rei. Ta to dopiero się wkurzyła. Naprawdę zasługiwała na swoje imię (Dusza Ognia). 
-Rei,opanuj się. To nie jej wina-powiedziała Mianko,odzyskawszy wreszcie głos. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. Wybuchy Rei były naprawdę niebezpieczne dla otoczenia. 
-Poza tym od tego właśnie jesteśmy,tak? Od obrony Kosmosu-poparła Minako Makoto. Po dwudziestu minutach przekonywań Rei w końcu dała za wygraną. Nawet Ami przestała się bać.
-Czyli co? Wracamy do starej pracy?-zapytałam kładąc przed siebie rękę. Ami położyła swoją dłoń niepewnie,ale za to Minako i Makoto z wielkim zapałem. Luna i Artemis również położyli swoje kocie łapki. Wszyscy wyczekująco spojrzeliśmy na Rei. Po krótkim wahaniu i ona postanowiła położyć swoją dłoń.
***
Ohayou! Jak Wam się podobało? Napiszcie mi!! Dedyk dla Julki :*
Sonia

sobota, 7 lutego 2015

4. Mistrz różdżek

Ellie niepewnie przyglądała się starszemu czarodziejowi,który pojawił się dosłownie znikąd. W jego ręku pojawiła się długa, srebrna taśma,która zaczęła mierzyć dziewczynkę.
-Która ręka ma moc?-zapytał mężczyzna.
-Eee... Jestem praworęczna-powiedziała, bo domyślała się,że chodzi o to którą ręką pisze.
-Wyciągnij ją... O tak-powiedział cicho. Taśma zmierzyła jej rękę od palca wskazującego do ramienia, od łokcia do nadgarstka, odległość od podłogi do ręki i obwód głowy. Kiedy taśma ja mierzyła Ollivander (jak się domyśliła Ellie) mówił:
-Widzi pani, panno Ray,pamiętam każdą różdżkę,którą sprzedałem. Co do jednej. Jest pani bardzo podobna do matki... Wydaje się,że zaledwie wczoraj przyszła tutaj kupić swoją różdżkę... Wierzba, jedenaście i pół cala z rdzeniem z pióra feniksa. Nieco wygięta. Za to pani ojciec,wolał trochę sztywniejsze różdżki. Szczególnie do gustu przypadła mu różdżka z mahoniu, trzynaście cali, włókno ze smoczego serca. Duża moc, w naprawdę dobrych rękach. Bo widzi pani, panno Ray... Każda moja różdżka ma rdzeń z jakiejś potężnej substancji magicznej. Używamy smoczych serc, rogów jednorożców lub piór feniksa. Nie ma dwóch jednakowych różdżek, tak samo jak nie ma dwóch jednakowych smoków, jednorożców lub feniksów. No, i oczywiście nigdy nie osiągnie się tych samych rezultatów używając różdżki innego czarodzieja.
Ellie nagle zdała sobie sprawę z tego,że taśma sama ją mierzy; pan Ollivander w tym czasie krążył po sklepie wyjmując różne wąskie pudełka.
-Dość-powiedział,a  taśma sama zwinęła się w kłębek i opadła na blat stołu. -No dobrze panno Ray. Proszę spróbować tej. Brzoza, serce smoka, siedem cali. Dobrze układająca się w ręce. Proszę wziąć i machnąć.
Ellie wzięła różdżkę i machnęła nią lekko (czując się bardzo głupio),ale pan Ollivander niemal natychmiast wyrwał jej różdżkę z ręki.
- Lipa i róg jednorożca. Dziewięć i pół cala. Sztywna. Proszę spróbować...
Ellie spróbowała,ale nim zdążyła cokolwiek zrobić, pan Ollivander wyrwał ją z ręki.
-Nie, nie... proszę, mahoń i pióro feniksa. Sześć i pół cala, bardzo elastyczna. No proszę spróbować...
Ellie próbowała i próbowała. Nie miała zielonego pojęcia o co panu Ollivanderowi chodziło. Stos wypróbowanych różdżek wciąż rósł na krześle postawionym obok. W pewnym momencie dziewczynka zauważyła,że i Hagrid gdzieś się ulotnił. No pięknie. Jak ona potem wyjdzie z tej ulicy? W tym czasie pan Ollivander z coraz większą radością wyciągał coraz to nowsze pudełka z różdżkami.
- A to mi się trafiła klientka, nie ma co! Proszę się nie martwić, znajdziemy odpowiednią... zaraz... tak sobie myślę... właściwie dlaczego nie? Jedna z moich bardziej niezwykłych kombinacji... Wiśnia i róg jednorożca, dziewięć cali. Bardzo ładna, dobra do zaklęć i transmutacji.
Ellie wzięła różdżkę, czując coś niespodziewanego. Poczuła jak od czubka jej palców po całą rękę, zaczęło się rozpływać miłe dla jej skóry ciepło. Czując nowy przypływ energii uniosła ja wysoko w górę i machnęła tak,że aż słychać było świst rozdzieranego powietrza, a z końca różdżki wydarły się niebieskie, brązowe i srebrne iskierki, jak laseczki zimnego ognia, rzucając na ściany roztańczone plamki światła. Ollivander uśmiechnął się ciepło. Wyciągnął rękę po różdżkę i włożył ją  z powrotem do pudełka owijając w bursztynowy papier. Ellie wyjęła z kieszeni sakiewkę (dziękując Bogu, że wcześniej zażądała od Hagrida oddania jej sobie) i zapłaciła za różdżkę pięć złotych galeonów i już miała zacząć rozpaczać,że nie wie gdzie Hagrid,kiedy go nareszcie zauważyła. Tachał ze sobą ogromną klatkę z... Piękną, wielką sową uchatką.
-Ojej, Hagridzie... To dla mnie?-zapytała zaszokowana. Olbrzym skinął głową.
-Prezent z okazji urodzin-odparł, uśmiechając się. Ellie zapiszczała z radości, ściskając Hagrida z całej siły. Potem wyszli do świata mugoli, gdzie olbrzym odprowadził ją na stację metra i powiedział:
-W takim razie... Zajrzyj do listu. Masz tam bilet na pociąg do Hogwartu. Pierwszy wrzesień, stacja King's Cross... wszystko jest na nim. Peron numer 9 i 3/4. No to do zobaczonka Ellie-powiedział, "wrzucając" dziewczynkę do metra.
-Ale Hagridzie... Nie ma takiego peronu jak...-zaczęła dziewczynka,ale kiedy się obróciła zobaczyła,że olbrzym już zniknął.
***
Hej,hej hello!!To znów ja i mój Hogwart! Mam nadzieję,że się podobało! Pytanko takie małe... Jaką różdżkę Wy macie?? Piszcie! Dedyk dla Kiwi!
Sonia